Śledząc dramatyczne, wręcz histeryczne dyskusje w sprawie przystąpienia Polski do Unii Europejskiej, spotkaliśmy się z poglądem prof. Piotra Jaroszyńskiego, który zarzucił euroentuzjastom, że mówiąc o integracji, nie rozumieją słowa, którego używają. Bowiem naiwnością albo oszustwem jest ich twierdzenie, - zauważył na antenie Radia Maryja ów profesor (pamiętamy jego ćwiczenia z metafizyki na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim) - że nasza integracja z UE nie przyniesie zagłady polskiej narodowej kultury i państwowości. Kto nie widzi tego zagrożenia, nie rozumie słowa integracja. Przestroga ta podsyca lęk przed integracją, niemniej budzi też ciekawość - czymże jest integracja? Czy rzeczywiście ma ona oznaczać podporządkowanie naszej kultury i państwowości jakiejś nowej totalitarnej całości, która z czasem przekreśli naszą duchową i polityczną odrębność, wpędzając nas w głęboki smutek i rezygnację, w potępiany przez Kościół grzech acedii - zwątpienie w Bożą Opatrzność? A może przeciwnie? Może integracja będzie utwierdzeniem zażyłości z czymś radosnym, co dla nas jest konnaturalnie bliskie?
Nie chcemy lekceważyć lęku przed integracją, o czym świadczy wystawa i broszura NEUROPA. Sztuka, patronimikum i nowa plemienność (w Galerii XX1 w Warszawie – 16.05. – 15.06.2003). Niemniej, termin integracja pozostaje frapujący i inspirujący. Łacińskie słowo integratio oznacza odnowienie, zaś integro to przywrócić do pierwotnego, dawnego stanu; na nowo rozpoczynać, wznowić, odnowić. Kto zaprzeczy, że taki sens mieści w sobie pozytywny potencjał, że ukierunkowuje naszą wolę na ów proces renowacji czegoś, co zostało - być może – wypaczone? Nie poszukując daleko, zajmujemy się najpierw samym terminem, który poddajemy interpretacyjnemu odnowieniu przez wyodrębnienie w integracji fundamentalnej dla zachodniej kultury kategorii gracji. Może to dość prostoduszna heureza, ale historycznie usprawiedliwiona. Przypomnijmy sobie wielki, humanistyczny potencjał tej łacińskiej kategorii, której genezy należy upatrywać w greckim, antycznym kulcie charis. Twierdzimy za bogatą humanistyczną tradycją Europy, że gracja – zmysłowy powab, wdzięk, życzliwość, dobroczynność, wdzięczność - jest estetycznym i moralnym warunkiem wszelkiego porozumienia. Nie ma integracji bez gracji, która niekiedy zamienia się też w uciążliwą tyranię smaku. Dlatego sztuka musi kolejny raz podjąć to doniosłe zadanie, jakim jest dziś diakrytyka i zarazem rewitalizacja tej kategorii.